BAJKA FANTASTYCZNIE ŚWIŃSKA
(UWAGA:
czytasz na własną odpowiedzialność!
Andrew powoli budził się.
Nie pamiętał co
się dokładnie stało, na pewno stracił przytomność - przeciążenia
- pomyślał kiedy świadomość powoli wracała do normy. Potworny ból głowy
nie pozwalał się skupić. Na głównym monitorze pojawił się
komunikat; „System odzyskał sprawność po poważnym błędzie , wysłać
raport?”. No tak, pomyślał, że wysyłanie raportu w tych okolicznościach
byłoby idiotyzmem. Odetchnął
żyję a to na razie najważniejsze. Zabrał się do sprawdzania stanu
technicznego statku. Nie jest źle najważniejsze
systemy po kolei dawały znać, że funkcjonują i mają się dobrze co
rokowało optymistycznie przynajmniej na najbliższą przyszłość. A
to było już dobrze. Jedynie radio milczało uparcie. Nie niepokoił się tym jednak.
Takie rzeczy się zdarzały w
kosmosie. Uspokojony miał teraz czas, aby spróbować sprawdzić
prawdopodobną przyczynę awarii i pomyśleć o ratunku. Nie powinien
oddalić się za bardzo, napędy główne choć dużej mocy nie pozwalały
na manewrowanie w nadświetlnych prędkościach. Prawdopodobnie niewielka
prorteburancja słoneczna sprawiła chwilowe zawieszenie systemów w
czasie przejścia do Tau-przestrzeni.
Nie było to już najważniejsze. Komputer sporządził raport
niech teraz inżynierowie nad nim główkują. Andrew chciał już tylko
wrócić do domu. Tam czekała jego ukochana Sara. Miał dla kogo wracać. O tak. Szybko
wprowadził dane nawigacyjne. Statek
automatycznie obrał tam kurs.
Pilot poczuł się potwornie zmęczony. ...
Południowe słońce
paliło niemiłosiernie. Żołnierze
jednak karnie stali w szeregu, nawykli do twardej dyscypliny. Sierżant przeszedł
zdecydowanym krokiem i stanął naprzeciwko nich. Nie potrwa to długo, na
szczęście. Kadeci byli zadowoleni, bo pod materiałem mundurów mimo,
że
dostosowanych do letnich upałów, zaczęły ściekać im strużki potu. ... Sen trwał krótko, Andrew zbudzony sygnałem odległościomierza przetarł oczy. Widok ziemi zajmował już większość ekranu. Był zatem już w domu. Eksperyment zakończył się powodzeniem. Wrócił jak przewidywali uczeni. Zaczął sobie wyobrażać owację tłumów co mile łechtało próżną wyobraźnię. Mógł teraz sobie pozwolić na relaks. Mały pojazd wszedł na orbitę. Pilot wyłączył napęd. Dryfował teraz na wysokości równika. Spróbował nawiązać kontakt z bazą, dziwne to było, ponieważ system informował, iż radio pokładowe działa bez zarzutu jednak sygnał żaden z ziemi nie docierał. Mijały godziny, pilot musiał podjąć decyzję o sprowadzeniu statku na ziemię, nie mógł latać tak w nieskończoność. Procedury lotu zakładały w przypadku utraty łączności samodzielną decyzję, która tak czy inaczej zakładała, że wart 80 mld dolarów statek wraca w jako takim stanie do właściciela, czyli rządu USA. W tym wypadku jednak miejsce, w którym przyszłoby osadzić statek, było raczej nieprzewidywalne. Nie musiał się jednak o to martwić, służby techniczne i tak sprowadziłyby go z każdego miejsca na ziemskim globie w ciągu kilku godzin. Przystąpił zatem do wykonania ostatniego zadania. Był zdany tylko na siebie , ale był też doświadczonym pilotem, więc zachowywał spokój. Delikatnie manewrując silnikami ustawił maszynę pod odpowiednim kątem i wprowadził w opadający lot ślizgowy pod odpowiednim kątem. Jedynie tak mógł osiąść na powierzchni ziemi. Silniki napędów kosmicznych były bowiem nieprzydatne w atmosferze. Po osiągnięciu odpowiedniej wysokości uruchomi się automatycznie system spadochronów, które sprawią że pojazd spokojnie i bezpiecznie osiądzie na powierzchni. Przynajmniej tak było w teorii. Nikt wcześniej tego nie próbował poza symulacjami. Pilot był jednak spokojny, miał tylko nadzieję, że lot zakończy się w jakimś przyzwoitym cywilizowanym miejscu i będzie mógł się jak najszybciej napić kawy, której brak zaczął mu doskwierać po wielogodzinnym locie. ...
- Bezpieczny
jak dziecinny wózeczek- Doktor zachichotał uradowany najwidoczniej z własnego
dowcipu. Pogłaskał czule element konstrukcji. Statek, choć przedstawiał
się skromnie -
mały obły szary i naszpikowany najnowszą technologią -
Kosztował majątek a
sami twórcy nie byli pewni jego potencjalnych możliwości.
...
- Rewolucja
pieprzona! - Andrew klął namiętnie szukając ulgi emocjonalnej, teraz
dopiero wychodził stres.
Tuż po wejściu w atmosferę statek dostał się w silną strefę
turbulencji, które zakłóciły założona trasę lotu. Teraz wyląduje
naprawdę bóg wie gdzie, odwlekając perspektywę kawy z mlekiem i Sarą
na deser na wiele, wiele godzin. To
najbardziej go zirytowało, teraz już bezpieczny
prawie w domu. Rakieta
kołysała się delikatnie opadając na spadochronie.
Na dzień się już chyba nie załapię pomyślał widząc niedaleką
linię terminatora. Wiedział
że wyląduje gdzieś w Europie, GPS jak i
inne przyrządy komunikacyjne zachowywał milczenie i nie pokazał
żadnych danych, widocznie uległ uszkodzeniu podczas awarii.
Andrew z wysokości dostrzegał szaroburo zielone połacie lasów
tu i ówdzie błyskała pośród nich cieniutka niteczka rzeki.
Wskazania wysokościomierza szybko się zmniejszały. Komputer
zabezpieczył wizjery zamykając
wszystkie osłony. Pilot
odcięty teraz od zewnętrznych bodźców czekał.
Uspokoił się już
i zaczął analizować sytuację. Coś musiało się stać, tylko co.
Przez myśl przesuwały mu się najrozmaitsze hipotezy. Może znalazł się
w wyniku awarii w jakimś równoległym wymiarze. Jedno było pewne, była
to ziemia. Jedynie o czymś takim co miał przed oczami nigdy nie słyszał,
a może to jakiś nielegalny eksperyment.
Jedyne co mógł zrobić w tej sytuacji to spróbować uciec z więzienia
i skontaktować się z bazą lub jej tutejszym odpowiednikiem. Jako
Amerykanin był przekonany, że USA istnieje, niezależnie od
okoliczności.
...
Pochodnie płonęły
wesołym ogniem, w ich blasku wszystko nabierało upiornie czerwonego
odcienia. Andrew powoli wspinał się po ścianie klatki wiedział że
sufit był tylko z grubsza zabezpieczony
drewniana zasuwką. Zauważył to już przy „kolacji” to
zaintrygowało go napawając nadzieją na szanse ucieczki
z więzienia. Po krótkiej drzemce będącej raczej koszmarem, zaczął
realizować swój plan. Mgła snuła się leniwie nad ziemią. Poranny chłód orzeźwiał rozgrzane ciało. Andrew już od wielu godzin czuł że musi w końcu odpocząć. Biegł przedzierając się przez chaszcze i zarośla więc zmęczenie zaczęło w końcu dawać się we znaki. Odgłosy pościgu umilkły za jego plecami, teraz dziękował bogu za morderczy żołnierski trening jaki musiał przejść w służbie w bazie lotniczej. Wojskowy nawyk logicznego myślenia kazał mu poszukać jakiegoś schronienia na następną noc. Był pewien jednej rzeczy – nie wracać do koszmarnej osady. Wszystko co przeżył do tej pory zaczęło wydawać mu się jakimś kosmicznym nieporozumieniem. „czyżbym oszalał?” myślał „może to majaki uśpionego umysłu astronauty uwięzionego w uszkodzonym statku pędzącym donikąd” jednak rzeczywistość zbyt wyraźnie dawała o sobie znać, ból, zmęczenie , pomieszane z rześkim zapachem letniego poranka nie pozostawiały wątpliwości że to nie sen. Biegł nadal gdy słonce zawędrowało już dość wysoko nad horyzont. Do utraty sił, jak najdalej się da- ta myśl dodawała mu sił. Nagle poczuł pod stopami inny grunt. Leśną murawę zastąpił twardy ciemny kamień. Asfalt. Dopiero po chwili myśl otrzeźwiła umysł. Jeżeli jest droga może trafi na jakieś ludzkie osiedle. Ruszył wzdłuż drogi. Stara szosa okazała się dość szeroka choć zniszczona przez czas i las. Jednak zachowały się resztki białych pasów rozdzielających jezdnie. Z szerokich szczelin pęknięć wyrastały bujne krzaki i drzewa. Widok zarośniętej drogi przygnębił go. Pytanie o to co się właściwie stało nie dawało mu spokoju, a wizja kataklizmu który wszystko zmienił na planecie nie była miła w połączeniu z sytuacją w jakiej się znalazł. Szedł dość długo. Położenie słońca wskazywało na wczesne popołudnie, upał zaczął stawać się uciążliwy. Głód i pragnienie Andrew odczuwał od wielu godzin. Po drodze spostrzegl kilkakrotnie leśną zwierzynę, co uspokoiło go wyostrzając jednocześnie instynkt dawnych łowców. Zabawne jak krótka okazała się droga człowieka z od cywilizacji do zupełnie dzikich zachowań. Coraz bardziej opadał z sił kiedy to wśród drzew dostrzegł pozostałości budynków. Dotarł do osady, albo czegoś co po niej pozostało. Las się przerzedził a Andrew zauważył że stoi wśród zrujnowanych domostw. Parterowe śmieszne budyneczki przypominające małe bokowiska. Niektóre dobrze zachowane inne zniszczone przez czas lub spalone. Wojskowe doświadczenie poopowiadało mu że w miejscach tych musiało być gorąco kiedy dochodziło do potyczek. Wojna ? Inwazja? Widać jakaś pętla czasu wyrzuciła go do tej niesamowitej rzeczywistości, i te obrzydliwe istoty. Obce a jednocześnie zadomowione tu na dobre. Jego uwagę przykuł duży budynek leżący wzdłuż drogi. Przed nim wznosił się cokół z rzeźbą żołnierza. Czerwonoarmista! A więc jednak był u siebie! Ale co się stało? Zagadka stawała się coraz bardziej intrygująca. Postanowił przenocować w tym miejscu, poszukać wody i upolować coś zwłaszcza że okolica robiła wrażenie spokojnej. Duże drzwi do budynku, były wyłamane. Ich zmurszałe szczątki leżały na kamiennym chodniku. Wszedł do zacienionego chłodnego wnętrza. To był przedsionek a za nim wejście do dużej sali z ogromnymi oknami z prawej trony i sceną na wprost. Na podłodze poniewierały się sterty książek gazet i papierów. Kiedy dotarł do środka sali zauważył że wszystkie te rzeczy wyrzucone zostały z pomieszczenia które widocznie znajdowało się powyżej sali a wewnętrzne okna wychodziły na scenę. W żadnym nie było szyb tylko pozostałości drewnianych ram smętne zwisały z zawiasów. Widać że ktoś systematycznie demolował pomieszczenia w szale wyrzucając książki i papiery. Ślady walki były wszędzie jednak nigdzie nie natrafił na jakiekolwiek szczątki czy to ludzkie czy zwierzęce. Z lewej strony znalazł pomieszczenie starej kuchni, z wyjściem na obszerne podwórze i las. Pochylił się nad stertą gazet. Wytłuszczone pożółkłe kartki, ale dające się odczytać litery. Znał ten język z dzieciństwa. Po raz kolejny odczuł irracjonalizm sytuacji. „Przełom w badaniach genetycznych” krzyczał tytuł na jednej z kart. „ Laureatka Nobla znana działaczka ruchu GlobalProEco profesor biochemii, genetyk Alice B Cooper przedstawiła najnowsze wyniki prac nad rozwikłaniem tajemnicy genomu ssaków. Trwające od 15 lat badania nad sztucznym doskonaleniem łańcucha DNA zdają się przynosić konkretne efekty. Świnki morskie z eksperymentalnej hodowli poddane uszlachetnieniu genetycznemu, w trzecim pokoleniu posiadały, jak wykazały szczegółowe badania, o 40% większy iloraz inteligencji, niż te pozostawione bez zmian. Prof. Alice B Cooper zapowiada „Następnym krokiem będzie wykorzystanie do eksperymentu formy biologicznej znacznie bliższej człowiekowi...”. Jednak szczegółów eksperymentu nie ujawniła. Przypomnijmy, że po zmianach w karcie praw człowieka zezwalającej na zaawansowane prace nad ... ” Andrew zamknął oczy. Świat zdawała się wirować wokół jak w pijanym zwidzie. „ ...Wójt Gminy zapowiedział, że pomnik przedstawiający zasłużoną obywatelkę Alice B Cooper, (która przypomnijmy urodziła się w naszej gminie) stanie na najbardziej honorowym miejscu obok Rzeźby Świni, i tablicy pamiątkowej poświęconej Gregorowi Odważnikowi miejscowemu poecie i działaczowi społecznemu, który to życie poświęcił pracy społecznej na rzecz kultury naszej małej ojczyzny okupując to ciężką nerwicą i zejściem z wycieńczenia i głodu. Projekt pomnika przedstawił na posiedzeniu rady gminy znany i ceniony zarówno w kraju jak i za granicą artysta mieszkający w naszej miejscowości Wiesław Rysik ...” Nie był w stanie już tego czytać. Litery zamazywały mu się przed oczyma , a wszystko wokół wirowało. Upadł na stertę gazet i papierów. ...
Zbliżał się do aluminiowej bramki. Czuł wszechogarniający
strach, ale wiedział, że stąd nie ma ucieczki. Był zamknięty z w
ciasnym tunelu. Podwórze otoczone było wysokim murem, za nim widać było
wierzchołki sosen. Ze wszystkich sił zapragnął tam być. Za murem.
Marzenie. Tu czuł tylko
zapach śmierci i krwi, która rozlana wokół w kilku brunatnych kałużach.
Vice
-Wieprz mrużył oczy z rozkoszą napawając się smakiem
soczystego kawałka mięsa w ryju. Pochwali dziś na spotkaniu swojego
kucharza który potrafił takie cuda robić. Teraz gdy trwała jeszcze
oficjalna część święta musiał siedzieć na trybunie przyglądając
się zabawom młodych Knurków i biegającym pośród tłumu Prosiakom.
Lochy i Maciory jako z natury bardziej leniwe obsiadły widownie i przyglądały
się występom grup cyrkowych i teatralnych przygotowanym na ten dzień. Życie jest piękne – pomyślał zatapiając zęby w soczystym kawale szynki.
uff... Wiesław Matysik 2006/2007
|