Portret Władcy
Zaczęło padać.
Władca
nie lubił deszczu. Drgnął i otulił się szczelniej płaszczem.
Przyśpieszył kroku, jednak stopy w wysokich myśliwskich butach grzęzły w
podmokłym gruncie. Pomyślał, że tym razem zmoknie. Krople spadały
coraz gęściej, chłodnymi ukłuciami dając o sobie znać coraz
nachalniej, na rozgrzanej twarzy Pana. Deszcz początkowo jakby nieśmiały
zaczynał padać coraz bardziej uparcie
zacinając i nie pozostawiając żadnych wątpliwości co do losu Władcy.
Stróżki wody z włosów, poczęły
spływać nieprzyjemnie po karku i plecach.
Nigdy wcześniej Władca nie był mokry, po prostu
nie opuszczał zamku w niepogodę,
ale tym razem zanosiło się, że nie zdoła umknąć przed
nieprzyjemnie wilgotna aurą. Rozejrzał
się ale wokół nie było widać żadnego schronienia, ani sług mogących
przyjść z pomocnym baldachimem. Poprzez zasłonę deszczu dostrzegł
tylko zarys drzew
pobliskiego lasu. Zapędziłem się na polowaniu, pożałował, ale
poranek nie zapowiadał tak nagłej odmiany pogody. Pan przyspieszył kroku,
teraz nieomal biegł. Jednak zmęczenie dało o sobie wkrótce znać. Od
wielu godzin chodził wszak po lesie poszukując zwierzyny. Zwolnił
zatem, i pomyślał, że to dziwne,
iż
las pomimo przebytej drogi wydaje się tak samo daleki jak wcześniej.
Jego irytacja sięgać poczęła zenitu, dodatkowo na myśl, że widok
jaki przedstawiał musiał wydać się zaiste marny - Mokry płaszcz, włosy
w nieładzie , a dumne sobolowe futro kołnierza zwisało
z ramion w mokrych strzępkach.
Przenikliwy chłód przemoczonego
odzienia na ciele, przyprawiał go o dreszcze. Zwolnił
zrezygnowany. I tak wszystko jedno, machnął ręka. Wszechogarniająca
wilgoć zdawała się
przenikać przez skórę ciała. Panem wstrząsnął dreszcz. Poczuł że nasiąka jak
gąbka. Zaśmiał się na tą irracjonalną myśl, która o dziwo
złagodziła nieco jego złość.
Nadal drżał, woda zadomowiła się na dobre ciele Pana i jakby
zaczęła zwiększać swoją objętość. Poczuł że mięknie. Nerwowym
śmiechem skwitował tę, jeszcze
dziwniejszą myśl. Ciało
stawało się drętwe a opuszki
palców poczęły delikatnie mrowieć. Pan spojrzał na swoje dłonie. Zaczęły mu się wydawać bardziej rozmyte, jakby nieostre.
Zamrugał oczami strząsając krople z rzęs, ale dziwaczne
uczucie nie znikało. Zaklął.
Ściekające z ciała Pana krople przybrały kolor jego skóry, płaszcza
, włosów jakby mieszając się z
samą naturą tych rzeczy.
Majaczę - pomyślał zdenerwowany a serce poczęło
tłuc się w jego piersi jak oszalałe. Rozejrzał się przerażony.
Lasu już nie było widać. Teraz otaczała go nieokreślona brudna
szarość . Wszystko zdawało się wymieszane - niebo, ziemia , las i on
sam. Władca poczuł, że sam staje się deszczem, jego integralna częścią.
Cząsteczki wody coraz gwałtowniej wirowały poprzez jego cielesność
mieszając się z powietrzem w płucach, krwią i sama jego myślą
i duszą. Chciał
krzyczeć! Wołać sługi na pomoc, jednak jedyne co mógł, to słyszeć
tylko szum deszczu. Zapadając się w czerń poczuł zapach mokrego płótna ...
- Niektórzy
twierdzą, że kradniemy i więzimy w ten sposób dusze - Mistrz zmarszczył
czoło po czym przetarł suchą dłonią
nienaturalnie wilgotny papier, będący kiedyś pysznym szkicem
portretu Władcy na polowaniu. Teraz wielokolorowe plamy tworzyły tylko
zawiły, lecz koślawy wzór
na pomarszczonej powierzchni. – Bzdury. Ech... Takie zaniedbanie... - Mistrz nie lubił
niedbalstwa.
- To było jego ulubione dzieło – Pani wydawała się smutna –
Dobrze, że tego nie widzi ,wiesz Mistrzu, Władca zmarł dziś rano we
śnie.
Wiesław Matysik 2006
|